kot w chwale

kot w chwale

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Co z tą dewocją?

Czasem zdarza mi się usłyszeć czyjeś publiczne wyznanie wiary w Boga. Nie będe ukrywać, że zazwyczaj jest to dla mnie miłe, budzi moją sympatię nawet z takich zwykłych ludzkich powodów - w końcu zazwyczaj dajemy odruchowo pewien kredyt zaufania ludziom, którzy są podobni do nas, wszak w psychologii nazywa się to "nagrodą".
Kiedyś jedna vlogerka "urodowa", którą z racji profesji chętnie odglądam na youtube podzieliła się właśnie taką informacją na swój temat, mówiąc jak wiara jest dla niej ważna. Słuchałam więc tego przyjemnością, aż do pewnego momentu. Do momentu, kiedy okazało się, że przy tym wszystkim ona "nie jest jakąś dewotką co to co chwila biega do kościoła" czy jakoś tak...
No i wtedy czar prysł. Przepędziła go nerwowa asekuracja, lęk przed byciem posądzonym - tylko o co... bo nie o dewocję przecież, raczej o przesadę, o tzw. bycie - jak to mówią - nawiedzonym, a może zacofanym? Ewentualnie - fanatycznym.
Takie lęki ludzie niepewni swojej wiary (lub niepewnie tak do końca w co, w kogo wierzą) zasłaniają postawą tzw. rosądnego umiaru. Starają się czym prędzej - jak tylko deklaracja wiary padnie z ich ust, niejako odciąć się od grona "nawiedzonych", radykalnych, czesto nazywają ich fanatykami - choć zapewne nie do końca wiedząc, co to słowo w tym konkretnym przypadku mogłoby znaczyć. Tak czy inaczej - wiara - tak, ale taka grzeczna, uładzona, poskromiona. Z kokardką. "Owszem, wierzę, ale nie jestem przeciez fanatykiem". Reszta jest - ich zdaniem - DEWOCJĄ. 

Czy aby na pewno? Kot - mimo, że sam łapie się nieraz na działaniu lub przynajmniej odruchu zadziałania "na pokaz" - na to wszystko - łacznie z własnymi odruchami - może tylko fuknąć i prychnąć z dezaprobatą.
Dewocja, to sztuczność i zakłamanie. To pokazówa przy zerowej dawce głębi. Jestem przekonana, że ludziom tak stanowczo odcinającym się od dewocji nie o dewocję tak naprawdę chodzi - że się powtórzę. Im chodzi o przesadę. I uwaga - w moich oczach właśnie taka postawa - wiara_ale_bez_przesady jest tej nieszczęsnej dewocji bliższa. Kojarzy się ze spokojnym, ciepłokluchowatym przyzwyczajemniem, bez emocji, bez "popadania w skrajności", z dużą dozą krytycyzmu i zdrowego dystansu. 

A tu klops. Bo On przekracza wszelką przesadę i jest ponad wszelką skarjność. Jego cechy, charakter, moc, a przede wszystkim miłość są ponad wszelki radykalizm tego świata razem wzięty. Miłość do mnie i do ciebie. Umiar jest wskazany u cioci na imieninach (choć też nie zawsze). Tymczasem ten największy Maksymalista mówi: "nigdy nie przesadzisz w oddawaniu Mi chwały."

Nigdy. Bo On jest nieskończony. Jest też ekstremalny i radykalny. Idzie na całość i nas wzywa do tego samego. Kocią wstydliwą dewocją były epizody bycia praktykującym-niewierzącym, kiedy zadawalał się połowicznością w mówieniu Jemu "tak". Jeśli zrozumiemy kim On jest, nigdy, przenigdy nie pomyślimy o przesadzie w oddaniu się Jemu, w wypełnianiu Jego dzieł, w działalniu w Jego Duchu.

"Znam twoje czyny, że ani zimny, ani goracy nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący!" (Ap 3, 15)

Czas rozpracować w sobie usłużnie zamydlające obraz słowa - wytrychy: dewocja, fanatyzm. Czas włączyć turbo dopalanie i wypłynąć na głębię.

Marta (Kot w chwale)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz