kot w chwale

kot w chwale

piątek, 16 stycznia 2015

"Niewierzę" z niewierzącymi...

...mimo, że doskonale wiem, że "nie" z czasownikami piszemy osobno. W ogóle z polskiego zawsze byłam dobra, a co! Ale stworzyłam taki neologizm, bo to niewierzenie, to nie tylko brak czegoś, zaprzeczenie czemuś, dla mnie to coś więcej. To jednak jakiś rodzaj aktywności, który zasługuje na osobny czasownik.
Ale do rzeczy. Bez żadnej ironii, ale z pełnym przekonaniem mogę zwrócić się do moich niewierzących Czytelników - mamy ze sobą sporo wspólnego!
Jeszcze aż taką pychą nie obrosłam, by nie zauważyć, że zdarzają mi się chwile zwątpienia. Nie dalej jak wczoraj, kiedy raczej mniej fajne wiadomości docierały do mnie, jedna po drugiej. Może nie świadomie, nie intelektualnie, ale jednak było we coś ze zwątpienia, bo się szpetnie rozkleiłam i nawet na bliskie osoby wylałam kubeczek tych moich żali. W moim przypadku był to z pewnoscią przejaw zwątpienia. Na razie ten temat zostawię, chciałam tyko podkreślić, że Kot czasem opuszcza chwałę. Na szczęście - dzięki Jego łasce, nie na długo. Taka ludzka twarz Kota?

Ale tak naprawdę to o coś zupełnie innego chodzi kiedy mówię, że nie wierzę albo "niewierzę" z niewierzącymi. Otóż z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że niewierzę w tego samego BOGA (a może raczej - w to samo bóstwo) co mój niewierzący kolega. A razem niewierzyć, to już nie lada wspólnota! Ile jest tutaj płaszczyzny, w której się zgadzamy! Szczerze mówić to nawet wolę, jeśli ktoś w bóstwo niewierzy, niż wierzy. Nie ma nic gorszego, niż wierzyć w takiej sytuacji! Jakże to musi być frustrujące! Choć pewnie nam (mam tu na myśli wierzących w Boga) to się zdarza częściej niż byśmy się spodziewali...

Mam przekonanie graniczące z pewnością, że człowiek niewierzący ma jednak jakieś wyobrażenie na temat BOGA. Zanegował jego istnienie, ale może nie zawsze tak było, może zanim to się stało zmierzył się z jakimś jego obrazem. Może nawet po kryjomu, od czasu do czasu dalej się z nim mierzy - z obrazem, który delikatnie mówiąc rozczarowuje. Ten nasz wspólny BÓG (wspólny, bo wszak razem weń niewierzymy!) poza tym, że nie istnieje, ma jeszcze kilka innych, dość nieprzyjemnych cech. Jest raczej niesympatyczny. Niesympatyczny? Mało powiedziane. Jest niebezpieczny! Może nawet lepiej by było, gdyby jako Wielki Zegarmistrz Newtona BÓG stworzył świat, mocno nakręcił Układ Słoneczny i resztę kosmicznego ustrojstwa, zasiał w Ziemię trochę żyjątek ze zdolnością do mnożenia się i odszedł daleko, by na zawsze już zająć się ważniejszymi sprawami. Ba! W takim układzie przynajmniej byłby względny spokój!

Ale może być jeszcze gorzej - on się tu nieustannie kręci w okolicy, nie spuszcza z oka, śledzi, kontroluje, "niczym jakiś wszechmocny policjant - zawsze w złym humorze, gotowy do uciskania i tłamszenia każdego, kto odważy się podnieść głowę (...) wyznajemy grzechy, przyjmujemy przebaczenie, a potem z ulgą wymykamy się sprzed Jego oblicza, żeby wreszcie przestać czuć się niewygodnie". (Ulf Ekman, Wiara, która zwycięża świat). Nota bene, taki BÓG jest wyśmienitym straszakiem na niegrzeczne dzieci: "bozia widzi, bozia skaże!" (i autentyczny cytat z modlitwy dla "dziateczków" - "bo boziunia jest wszędzie i za złe karać będzie". Na szczęście czasem jakieś dziecko okazuje się bardziej niegrzeczne od innych...)
Ale to idzie dalej - takim BOGIEM - złośnikiem, wiecznie niezadowolonym, a do tego co gorsza - potężnym i mocarnym, można też straszyć i kontrolować umysły dorosłych! Kara, kara boska!



Nasz wspólny BÓG, w którego - przypominam, niewierzymy - jest nieprzewidywalny i kapryśny. Łatwo wpada w gniew, ale niestety rzadko można zrozumieć czym tak naprawdę nadepnęliśmy mu na odcisk. Trzeba składać potężne ofiary, żeby go udobruchać, ale i tak nie ma żadnej gwarancji sukcesu. Naprawdę bezpieczniej omijać go dużym łukiem, bo kiedy ten nadspodziewanie krzepki staruszek z długą, siwiuteńką brodą się porządnie zeźli, to wali na oślep! Trzeba wiać!

Ale to nie koniec. Nie ma nic gorszego, jak zostać jego "wybranym". Otóż niektórych ludzijakoś bardziej sobie upatrzył. Czy mogą więc liczyć na tarfyę ulgową? Niekoniecznie. Okazuje się, że BOGA nic nie raduje bardziej, jak przyglądanie się męczarniom swoich "wybranych". A to wszystko dla ich dobra, żeby ich uszlachetnić oraz - żeby zasłużyli sobie na życie wieczne! Zasłyszałam nawet takie powiedzenie "cierp, cierp duszo moja a będziesz zbawiona a jak nie wycierpisz - będziesz potępiona". Voila.
Dowodem Jego szczególnych względów jest rzucenie człowieka na rozpalony ruszt chorób, nałogów w rodzinie i - najlepiej by było - także wszelkiego niedostatku, biedy, samotności i brzydoty. Taaak! To jest prawdziwa łaska, która... (ech, wystarczy tej wyliczanki, aż mi skóra cierpnie, jak dobrze, że można niewierzyć!). Wprawdzie kiedyś miał pewnego awatara - Jezusa, który te choroby uzdrawiał, ale to była chwila słabości, zdarza się najlepszym - dawno i nieprawda, zapomnijmy o tym.

Kataklizmy, choroby, wojny, nałogi, starość i niedołężność, czyli te wszystkie niebezpieczne zabawki - gadżety BOGA OJCA - to zatem albo forma kary, albo - czasami - wysublimowanej nagrody dla jednostek szczególnych. No dobra, nie bójmy się więc tego słowa - ten BÓG jest potworem.

Ale BÓG w którego niewierzymy, może przybrać tez inny, znacznie cieplejszy wizerunek. To taki dobrotliwy, jowialny i bardzo wiekowy staruszek, podobny do Świętego Mikołaja. Papa Smerf. Tyle mniej więcej co tenże budzi respektu, podziwu i szacunku, mniej więcej tyleż ma mocy i majestatu. Można odmawiać godzinami zdrowaśki i litanię, tylko po to, by usłyszeć w końcu "miło, że tak się natrudziłeś. Przykro mi drogie dziecko, ale to jest poza moimi kompetencjami" albo "kochane dziecko - nie da się" lub "chciałbym ci pomóc, ale nie potrafię". BÓG ten jest słaby. Rachityczny i chyba nieco schorowany, sklerotyczny. Nie radzi już sobie z tym całym majdanem, czas by był najwyższy abdykować. Ale nieee, kurczowo trzyma się stołka, zwodzi ludzi wyimaginowaną mocą, jednak prędzej czy później każdy rozbije się o mur jeśli nie jego obojętności, to bezsilności. Ten BÓG jest bezradny.

Może czasem żałuje, może czasem myśli, że coś poszło nie tak, kiedy patrzy na cierpiące niewinne dzieci... - no cóż, błąd systemu, ale reklamacji ani zażaleń nie przyjmuje i po prostu bezradnie rozkłada ręce. Czasem jedynie poklepie po ramieniu i zachęci do dalszych poświęceń, może kiedyś, coś, jakoś uda się zdziałać, ale najpierw się popraw to porozmawiamy... Ten BÓG jest może nawet na pozór sympatyczny, ale czy naprawdę niegroźny? Skoro współczuje ludziom ich losu, to czy nie jest nadużyciem pozwalać im się ciągle, dalej mnożyć? On chyba sam już nie wie czego chce. Pewnie zawiesił się nieco zasłuchany w jakiś pobożny chórek chłopięcy, pogłośnił radio i nie słyszy wrzasku maltretowanego dziecka... ("No ale co ja mogę?")

Kocie, czy ty aby nie przesadziłeś? Takie brzydkie rzeczy? O Panu BOZI? Tak wypada?? A fe! Do piekła pójdziesz!
No nie przesadziłem. Groteskowo-straszna, ogłupiająca BOZIA istnieje tylko w naszych umysłach, nieraz panoszy się tam solidnie i jest wielkim sukcesem Nieprzyjaciela, który zawsze próbuje pokazać ludziom wykrzywiony, zniekształcony obraz Boga, wykorzystując do tego najróżniejsze środki. Wszystko po to, by człowiek trzymał się z dala, by nie doświadczył kim jest żyjący Bóg, by nie poznał Jego prawdziwego charakteru i natury. To poznanie zmienia wszystko nieodwracalnie i jest dla Złego klęską. Dlatego jeszcze raz podkreślę - nie dziwię się niewierzącym, że w TAKIEGO BOGA jak opisany wyżej, w żadnym z przedstawionych wariantów - niewierzą. Całe szczęście! I ja z nimi - razem niewierzymy. 

Zatem jaki jest Bóg w którego wierzę? Na początek: jest dobry. Jest EKSTREMALNIE dobry. Jest też wszechmogący. A jaki jeszcze? stay tuned - coming soon:D (alej to wszystko niejasne? poczytaj zatem o fatal error)

Marta (Kot w chwale)









1 komentarz:

  1. Ha ha pięknie ujęte i dowcipnie nazwane! :) Streściłabym tak: póki w Boga nie wierzysz, ma on szpetne oblicze, gdy uwierzysz prędzej czy później się z Nim spotkasz i już nie będziesz opierać na domniemaniach :) Bóg jest nieograniczenie dobry! Jeśli masz inne doświadczenie to spotkałeś innego boga ;) Beata

    OdpowiedzUsuń