kot w chwale

kot w chwale

sobota, 20 lutego 2016

Niewygodne towarzystwo maine coon'a

Kot przeczytał dziś niesamowite zdanie: "Bóg określił twoją wartość przez śmierć swojego Syna" (by Henryk Wieja). Full stop. Zdanie z którym nie bardzo jest jak dyskutować. Jest to fakt bardzo dobitny i dla człowieka próbującego zbudować swoją wartośc w oparciu o własne zasługi lub blask na czyimkolwiek tle - przytłaczający. Prawda o tyle wyzwalająca, co niewygodna, jesli nie nadam jej wyzwalającej mocy:)

Bo oto mistenie budowana przeze mnie piramidka wartości, na której konstrukcję poświęciłem tyle wysiłku, nieprzespanych nocy, intelektualnej kminy, samozaparcia, poświęcenia - ona - jak się okazuje - nic do mojej wartości nie dodaje. 

Czasem niewygodne jest dla nas towarzystwo choćby najsympatyczniejszego, najinteligentniejszego i najzabawniejszego maine coon'a - olbrzyma, medalisty... Jego rozmiary przytłaczają, ciagle powiększająca się lista jego sukcesów - jeszcze bardziej. Budzi powszechną uwagę, przyciaga jak magnes - po prostu świeci.
A ja nie ważę 10 kilogramów, tylko 3, na wystawy jakoś mi nie po drodze, zresztą - po co się konforntować z takimi okazami, lepiej trzymać się od nich z daleka, nie ta liga... i już nie te lata...
Więc na co dzień wolę towarzystwo zwycieranych dachowców. Stargana sierść, pokrój daleki od idealnego, płochliwe, niezbyt towarzyskie, znaczą teren gdzie popadnie nie wyrabiając sobie tym samym najlepszej renomy. Ja mam już na tyle ogłady, by od tego się postrzymać, więc ze zrozumieniem kiwam głową słysząc narzekanie na dachowe wycieruchy. W ich towarzystwie zazwyczaj prezentuję się nieco lepiej. Ba - moge im współczuć, moge się litować i - nie do końca świadomie, ale jednak - cieszyć się, że na drabinie społecznej sa jeszcze pode mną zajęte szczebelki.
Pielęgnuję sobie taki psychiczny komforcik na temat mojej wartości. Tylko co z tego, kiedy raz na jakiś czas prychnie na mnie maine coon lub inny rosyjski niebieski, machnie przed nosem kolejnym medalem, miźnie nieziemsko jedwabistą sierścią... i już się wszystko sypie, już mam zły humor, już na gwałt potrzebuję zmienić tło. 

Nie szukaj tła. Masz w sobie światło tak samo jak maine coon, tak samo jak bury dachowiec. Bóg określił jasno twoją wartość - dał swojego Syna Jezusa - żebys mógł życ i być na zawsze z Nim. Naładuj baterię Jego Obecnością i świeć tam, gdzie jesteś, czerpiąc z tego, kim jesteś w Nim. To czasem trudne, pozbyć się tych swoich metod poprawiania humoru. A może jeszcze coś zrobię, żeby zaistnieć, choćby tylko we własnej głowie, by przeskoczyć szczebelek wyżej... może ktoś pogłaska, a wtedy urosnę o 10 centymetrów... Dajmy temu spokój, ok? Mam pewność, że wtedy kilka innych problemów nagle się rozwiąże. Odejdzie dużo złej energii i negatywnych emocji nawet tam, gdzie byśmy się tego zupełnie nie spodziewali. Ja spróbuję, jeszcze raz.



Marta (Kot w chwale)


piątek, 1 stycznia 2016

Nowy Rok, nowy Kot (oczywiście w chwale)

Witam was po dłuższej przerwie.

Cały czas się czaję, tak - mam dalej chęć pisania, tylko niestety im dłuższa przerwa, tym powrót jest trudniejszy, a zadanie to wydaje się być bardziej wiekopomne. Postanowiłam zatem, że zrezygnuję z tej "wiekopomności" bo Kot w chwale zdechnie śmiercią naturalną, a tego byśmy przecież nie chcieli. Tak więc wśród tej noworocznej motywacji i na jej fali zaczynam od nowego posta.

Najpierw małe życzenia - sobie i wszystkim Czytelnikom życzę, by ten rok był procesem wychodzenia ze strefy komfortu - bo tylko tam jest prawdziwe życie! Kiedy wczoraj składałam pewnej osobie te życzenia, usłyszałam zdziwione "ale ja już nie pamiętam co to jest komfort - czego ty jeszcze chcesz";) Oczywiście to rozumiem, pośmialiśmy się, ale czym innym jest codzienna życiowa zawierucha, która nieraz - nawet w tych drobnych sprawach - obejdzie się z nami jak wiatr z liściem, a czym innym - świadome przekraczanie własnych ograniczeń, kroki, albo na początek - małe kroczki wiary wykonywane w jedno Imię - Jezus Chrystus. 
Za to w tej codzienności, która czasem zdaje się nas mniej lub bardziej sponiewierać - na przekór wszystkiemy odszukajmy jednak komfort. Komfort nie z tego świata, na głębszym poziomie, wypływający z głębokiej świadomości tego, że w Jego rękach jesteśmy cały czas doskonale bezpieczni i zaopiekowani - jak ten puszysty Kot w chwale na kolanach Taty... 
Tego sobie i Wam życzę.

Aha, jeszcze jedno. Przed zakończeniem tego roku przypomniałam sobie rózne postanowienia i "pobożne życzenia" z końcówki 2014. I wiecie co? Na chwilę zrobiło mi się bardzo smutno, bo zdałam sobie sprawę z mojej niestałości i z tego, jak poprzestawiały mi sie niepostrzeżenie priorytety. Pojawiło się to dotkliwe poczucie straconych kilometrów, kiedy to zamiast zbliżać się do obranej lokalizacji orientujesz się, że od dawna jedziesz w przeciwnym kierunku. Kot może nie jechał w przeciwnym kierunku, ale zamiast pomykać ferrari tam, gdzie chce, w pewnym momencie przesiadł się do jakiegoś archaicznego dreptaj-cuga... 
Wtedy jednak przypominam sobie niedawno usłyszane słowa - Bóg działa jak nawigacja w aucie. Owszem, zdarza nam się często zmienić trasę, skręcić po swojemu. I co - czy wtedy szansa jest stracona? Czy jeśli pojechalismy w przeciwnym kierunku - nie ma dla nas już nadziei? Ależ ona pojawia się natychmiast! Krótki komunikat "przeliczam trasę" obiecuje, że mimo tego zawirowania po kilku sekundach znowu jest dla nas plan - nowy plan dotarcia do celu! I tak tez jest z naszymi życiowymi zakrętami. Skęciłeś nie tam gdzie trzeba? Zamiast na autostradzie wyjechałeś na zadupie? Nie martw się, nowa trasa dla ciebie jest już opracowana! Podążaj za GPS-em.

Marta (Kot w chwale)