kot w chwale

kot w chwale

piątek, 1 stycznia 2016

Nowy Rok, nowy Kot (oczywiście w chwale)

Witam was po dłuższej przerwie.

Cały czas się czaję, tak - mam dalej chęć pisania, tylko niestety im dłuższa przerwa, tym powrót jest trudniejszy, a zadanie to wydaje się być bardziej wiekopomne. Postanowiłam zatem, że zrezygnuję z tej "wiekopomności" bo Kot w chwale zdechnie śmiercią naturalną, a tego byśmy przecież nie chcieli. Tak więc wśród tej noworocznej motywacji i na jej fali zaczynam od nowego posta.

Najpierw małe życzenia - sobie i wszystkim Czytelnikom życzę, by ten rok był procesem wychodzenia ze strefy komfortu - bo tylko tam jest prawdziwe życie! Kiedy wczoraj składałam pewnej osobie te życzenia, usłyszałam zdziwione "ale ja już nie pamiętam co to jest komfort - czego ty jeszcze chcesz";) Oczywiście to rozumiem, pośmialiśmy się, ale czym innym jest codzienna życiowa zawierucha, która nieraz - nawet w tych drobnych sprawach - obejdzie się z nami jak wiatr z liściem, a czym innym - świadome przekraczanie własnych ograniczeń, kroki, albo na początek - małe kroczki wiary wykonywane w jedno Imię - Jezus Chrystus. 
Za to w tej codzienności, która czasem zdaje się nas mniej lub bardziej sponiewierać - na przekór wszystkiemy odszukajmy jednak komfort. Komfort nie z tego świata, na głębszym poziomie, wypływający z głębokiej świadomości tego, że w Jego rękach jesteśmy cały czas doskonale bezpieczni i zaopiekowani - jak ten puszysty Kot w chwale na kolanach Taty... 
Tego sobie i Wam życzę.

Aha, jeszcze jedno. Przed zakończeniem tego roku przypomniałam sobie rózne postanowienia i "pobożne życzenia" z końcówki 2014. I wiecie co? Na chwilę zrobiło mi się bardzo smutno, bo zdałam sobie sprawę z mojej niestałości i z tego, jak poprzestawiały mi sie niepostrzeżenie priorytety. Pojawiło się to dotkliwe poczucie straconych kilometrów, kiedy to zamiast zbliżać się do obranej lokalizacji orientujesz się, że od dawna jedziesz w przeciwnym kierunku. Kot może nie jechał w przeciwnym kierunku, ale zamiast pomykać ferrari tam, gdzie chce, w pewnym momencie przesiadł się do jakiegoś archaicznego dreptaj-cuga... 
Wtedy jednak przypominam sobie niedawno usłyszane słowa - Bóg działa jak nawigacja w aucie. Owszem, zdarza nam się często zmienić trasę, skręcić po swojemu. I co - czy wtedy szansa jest stracona? Czy jeśli pojechalismy w przeciwnym kierunku - nie ma dla nas już nadziei? Ależ ona pojawia się natychmiast! Krótki komunikat "przeliczam trasę" obiecuje, że mimo tego zawirowania po kilku sekundach znowu jest dla nas plan - nowy plan dotarcia do celu! I tak tez jest z naszymi życiowymi zakrętami. Skęciłeś nie tam gdzie trzeba? Zamiast na autostradzie wyjechałeś na zadupie? Nie martw się, nowa trasa dla ciebie jest już opracowana! Podążaj za GPS-em.

Marta (Kot w chwale)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz