kot w chwale

kot w chwale

wtorek, 13 października 2015

Wizyta u zegarmistrza

Kot zabłądził kiedyś w jakiś krakowski zaułek i nagle znalazł się na nieznanej wcześniej uliczce. Zobaczył wielki szyld: "zegarmistrz". Między jednym a drugim klientem - przemknął się do środka. W zakładzie całe ściany pokryte były dyplomami. Certyfikaty, francusko-brzmiące nazwy, daty i pieczęcie podkreślały kunszt i doknonałość mistrza, tak skupionego na swej pracy, że nie zwracającego uwagi nic poza metalowymi trybikami. Na stoliku leżała wielka, szacownie wyglądając księga...

Można z niej było wyczytać, że Zegarmistrz to istota nie tylko perfekcyjna, ale i o ogromnej mocy a wiele, wiele lat wcześniej zachciało mu sie stworzyć świat. Zaprojektował go dość precyzyjnie, z polotem, a potem upstrzył różnymi mniej i bardziej udanymi stworzeniami, pooglądał z prawej, z lewej strony, nacieszył oko cudowronkiem, troche skonsternował go końcowy efekt z przypadku robaka palolo, a na końcu - na dłużej zatrzymał się przy człowieku. To było ciekawe: jak on poradzi sobie z tymi wszystkimi trudnosciami? Jak będzie reagował? Czy przy bolesnym dotknięciu schowa coś, podobnie jak ślimak chowa swoje różki? A może zwinie się w kulkę jak przestraszony jeż? 
Ciekawe, bardzo ciekawe... pomyślał Zegarmistrz ale w tym momencie zaniepokojny spojrzał na... zegarek oczywiście zastanawiając się czemu tyle cennych minut zmarnował na dywagacje nad człowiekiem. Czas ucieka - trzeba zająć się ważniejszymi sprawami - skonkludował Zegarmistrz, po czym niewiele myśląc energicznie zakręcił światem (a wiedzieć trzeba, że świat stworzony przez niego miał postac kulistą, więc nie było trudnym nadanie mu spinu) i czym prędzej oddalił się. Może kiedyś, po setkach, tysiącach lat wróci by sprawdzić czy człowiek jest bardziej podobny do jeża, czy też do ślimaka... pod warunkiem, że będzie pamiętał o świecie posród wszystkich innych projektów, trybików i znacznie ważniejszych kół zębatych...

Kot wzdrygnął się, ziewnął i przeciagnął. Na szczęście ta wizyta, to tylko sen, a we śnie można zbłądzić nawet w umysł jakiegoś filozofa, proponującego skrajnie zakłamaną i wykrzywioną wizję Stwórcy. Wizję Boga odległego, niezainteresowowanego swoim stworzeniem, nie wspominając już o konkretnych osobach. Kłamstwo z dna piekieł.

"U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone" (Łk 12,7).

Marta (Kot w chwale)

niedziela, 11 października 2015

Koty chodzą własnymi scieżkami...

... i wszystko robią po swojemu. Tym razem Kot w chwale wraca z dłuuugiego spaceru by dalej szeroko otwierać bardzo jasne, zielonkawe oczy i opowiadać o chwale, która jest dostępna. Także dla ciebie.

W jednym z moich ulubionych wierszy Zbigniew Herbert napisał, że "kamyki nie dają się oswoić". Myślę, że mimo dość zauważalnej różnicy w strukturze i konsystencji - podobnie jest z kotami. One też "są stworzeniami doskonałymi", "słusznymi, pilnującymi swych granic, pełnymi godności" i "do końca będą na nas patrzeć okiem spokojnym, bardzo jasnym".

Ja właśnie jestem kotem. Bardzo lubię być sobą, robić, działać, myśleć po swojemu. Wiedzą o tym moi bliscy bardzo dobrze. Domyślam się, że niektórym znajomym kłóci się to z opinią "osoby bardzo religijnej" jaką - cóż poradzić - mogę tu i ówdzie posiadać. Bo religia wpycha w ramki, układa myśli w szufladkach oznaczonych jako "zło" i "dobro", każe myśleć jak myśli ktoś, gdzieś...

Po części się zgadzam. Sama religia, jako zinstytucjonalizowany system praktyk czy też może - procedury kultu jakiegoś bóstwa - owszem - może być opresyjna. Owszem - stawia ograniczenia i wymagania, coś nakazuje, czego innego zabrania. Czytaliście książkę "Chata"? W niej nawet On mówi, że nie lubi religii!
Choć... dla nas niekiedy jest wygodna. W końcu dzięki niej mamy gotowy zestaw procedur pozwalających "odczynić zły los" i "przebłagać, obłaskawić zagniewane bóstwo". Albo "zdobyć kilka zasług" i dzieki temu wyjść o kilka szczebelków wyżej po drabince do nieba.

Tak, tak, to oczywiście podpucha. Bo chrześcijaństwo nie jest kultem plemiennym, w którym faktycznie obowiązywały takie właśnie zasady. Religia, desperacko próbowała wytłumaczyć wszystkie przerażenia tego świata a potem odczynić i obłaskawić jakąś nieznaną, odległą, kapryśną siłę.
Nie mówię, że religia jest zła, że z chrześcijaństwem nie ma nic wspólnego, spokojnie, aż tak daleko nie idę. Ale religia to nie to samo, co wiara. Faryzeusze byli religiijni. Paweł Apostoł był tak gorliwy w swej religijności, że Jezus musiał strącić go z konia na drodze do Damaszku. Religia bez relacji jest pełna sprzeczności i faktycznie ogranicza wolność. Co najgorsze - prowadzi do nikąd.

Wiara jest relacją z konkretną Osobą. Kiedy Duch Święty wkracza w religię, ona ożywa i staje się pomocą, nie ograniczeniem. On - jak czytam w Apokalipsie "stoi u drzwi i kołacze". Nie trzeba otwierać. Ale jeśli otworzę, zobaczę Drogę, dla której zostałem stworzony, dlatego dopiero na Niej w pełni mogę być sobą. Jest na Niej miejsce i dla kota, chodzącego bardzo, bardzo własnymi ścieżkami. Bo gdzie Duch Pański, tam wolność (1 Kor 3,17).

Marta (Kot w chwale)