kot w chwale

kot w chwale

poniedziałek, 23 lutego 2015

Fatal error - epizod drugi, ostatni;)

Ustaliliśmy już (a raczej Kot takową tezę zapodał) że Bóg śmierci nie uczynił, ale "weszła na świat przez zawiść diabła" (więcej o tym: tutaj).

Ludzkość, przyroda, Ty i ja zostawliśmy skażeni grzechem pierworodnym. "Oto zrodzony jestem w przewinieniu i w grzechu poczęła mnie matka" czytamy w Psalmie 51. 
Jesteś grzeczny? Miły? Religijny? Fajny? Chodzisz do kościoła? Albo nie chodzisz, ale jesteś tzw. dobrym człowiekiem, który nikogo nie krzywdzi? To czytaj dalej:
"Nie ma sprawiedliwego, nawet ani jednego" (Rz 3, 10) stwierdza apostoł Paweł, by potem pojechać jeszcze dosadniej: "wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej" (Rz 3,23). 
W tym małym zdanku kryje się "tajemnica nieprawości", sekret zła, cierpienia, lęku, frustracji mojej i Twojej. 
Wszyscy zgrzeszyli. Jestem grzesznikiem, Ty też nim jesteś. No dobrze, stwórzmy jeszcze krótką wyliczankę: papież Franciszek, Matka Teresa, mój synek, pop, pastor, ksiądz (nie tylko ten pedofil, także Popiełuszko), patriarcha, męczennik za wiarę... etc. itp. itd. Wszyscy. Nawet papież Jan Paweł II nim był, serio serio!

Jest taki odruch obronny: jestem bardzo fajna. No jestem! Naprawdę tak uważam - powaga! Nigdy nikogo nie zabiłam. (Wprawdzie raz potrąciłam rowierzystkę jadąc samochodem, ale nic poważnego jej się nie stało.) Staram się być maksymalnie uczciwa, właściwie to jestem o wiele bardziej uczciwa, niż wiele znanych mi osób. Uchodzę za osobę prawą, pokuszę się nawet o stwierdzenie, że mam opinię takiego przeciętnie dobrego człowieka. Nie sądzę, by ktoś widział powody by się mnie obawiać (nawet ci, którzy uważają mnie za wariata, przypuszczalnie jednak dodaliby epitet "nieszkodliwy"). Jestem też taktowna. Raczej rzadko zaliczam towarzyskie wpadki, potrafię wysłuchac i pocieszyć, właściwie zawsze umiem powiedzieć szczere, miłe słowo. Ale uwaga - mam jeszcze lepsze niusy na swój temat: NIGDY nie zapaliłam ani jednego papierosa. Nigdy nie upiłam się, nie wiem co to kac, nie mówiąc już o innych środkach odurzających. Moim nałogiem jest... kawa! No przyznać trzeba, że wyłania się tutaj całkiem konkretny kręgosłup moralny, nieprawdaż?... Grzeczna jestem, nie? Kto jest taki grzeczny i poprawny jak ja? A ile dobrych rzeczy zrobiłam, ho ho ho. 

Problem polega na tym, że nie w tym rzecz. Możemy mieć super atrakcyjną fasadę. Mało kto z moich czytelników jest pijakiem lejącym rodzinę, seryjnym mordercą lub notorycznym oszustem. Grzech jest w nas głębiej, w każdym z nas, niezależnie od tego ile mamy okazji by się manifestował i jak dobrymi jesteśmy dyplomatami, by go ukryć (jak taki Kot w chwale na przykład). Nie dlatego jesteś grzesznikiem, że grzeszysz, ale grzeszysz dlatego, że jesteś grzesznikiem. A to jest różnica. 

Grzech w nas to nie tylko nieuleczalny po ludzku egoizm, ale przede wszystkim fundamentalny sprzeciw wobec Niego, bunt wobec Jego łaski. Mniej lub bardziej uświadomione odrzucenie, wotum nieufności podobnego do tego w Raju, które każe przytakiwać Ojcu Kłamstwa. Jest to dyspozycja a nawet skłonność od czynienia zła, która przybiera rozmaite formy, ale nawet nie musi przybierac formy - dziecko czy osoba w śpiączce niezdolna do popełnienia żadnego konkretnego grzesznego czynu również nosi ją w sobie. A konsekwencje sa poważne. Bóg jest nieskończenie święty, nie ma w Nim nic z grzechu, ze zła. Fantastyczna bliskość została zerwana, powstał niewypowiedziany dysonans. 

Jak już cytowałam wyżej - ci, co zgrzeszyli (czyli wszyscy) pozbawieni są chwały Bożej. Grzech jest jak parasol, który trzymamy nad sobą, i który "chroni" nas przed deszczem Bożej łaski, doświadczenia Jego miłości, konkretnego, namacalnego odczuwania jej. "Chronimy się" przed chwałą, przed mocą. Dlatego ulegamy iluzji, że On jest daleki. Zamiast cieszyć się i ekscytować Jego niesamowitą obecnością, jako chrześcijanie jesteśmy sfrustrowani i znudzeni. W wielu momentach życia jesteśmy żenująco słabi a nawet zupełnie bezsilni. Chorujemym mutujemy i rozpadamy się!! To wszystko są konsekwencje grzechu w nas i wokół nas. Bo grzech nie jest sprawą tylko prywatną. Każdy grzech poszerza zasięg panowania Złego na świecie. Dlatego grzech innych dotyka nas w sposób bezpośredni (chlejący mąż, podłożona noga), albo pośredni, jak w systemie naczyń połączonych funkcjonującym w przestrzeni niewidzialnej. 

Grzech jest jak cień. Zawsze ze mną. Czasem spektakularnie długi i widoczny, Czasem schowany pod stopami. Niewidoczny - w całkowitej ciemności. 

Hola, uważaj - nie piszę tu o jakiejś opresyjnej psychologii rodem sprzed 100 lat, nakazującej biednemu, różowemu dziecku się biczować i oskarżać. Nie piszę o nerwicowym szukaniu w sobie zła. To zło jest, czy tego chcemy czy nie. Najtrudniej to zrozumieć tzw. porządnym ludziom, bo patrzą na zupełnie inną warstwę siebie i wolą się na niej zatrzymać niż skonfrontować się z trudną prawdą, że głebiej jest bagienko. Niestety każdy z nas bywa "porządny"...

Nie mam tu na myśli płaszczyzny psychologicznej, a duchową w której sprawy mają tak, że jesteśmy grzesznikami. W sumie to dobrze zdać sobie z tego sprawę, naprawdę. To tak wiele, wiele wyjaśnia;) 

No i co. Słabo. Naprawdę nie jest to wszystko wesołe. Ale uświadomienie sobie prawdy o moim osobistym grzechu to już połowa sukcesu. A gdzie reszta sukcesu? c.d.n.


Marta (Kot w chwale) 

sp. to co - jesteś grzesznikiem, czy może nie?;) 









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz