kot w chwale

kot w chwale

wtorek, 18 sierpnia 2015

De revolutionibus

Spadające gwiazdy. Miałam w ostatnim czasie kulminacji perseidów trzy podejścia do ich obserwacji, dwa zwieńczone wspaniałym sukcesem. Nigdy wczesniej nie widziałam tego zjawiska tak jasno i tak... blisko? Przynajmniej tak mi się wydawało. Nie była to jakaś majączaca na horyzoncie strużka, tylko wielkie "baaaang", raz nawet dokładnie nad moją głową, powiewające przez ułamek chwili migotliwą, niemalże sztuczną kitą światła. To było naprawde fajne i naprawdę niezwykłe, jakby świat na codzień mi niedostepny, niewidzialny i niedotykalny, taki na granicy istnienia uchylał rąbka swojej tajemnicy.

Po kilku dniach, kiedy to doświadczenia nieco oddaliło się w czasie, doszłam do wniosku, że zdarzenia te były na tyle neizwykłe, że mimo intelektualnej pewności ich realności - mam poczucie w jakimś stopniu - ich utraty. Tak jakby były na pograniczu snu, złowrogo się wymykając. Stają się coraz bardziej odległe i choć ja stanowczo pielęgnuję te wspomnienia - one jakby chcą uciekać, bym kiedyś - patrząc na nieustępliwie statyczne, podręcznikowo-nudne niebo - zaczęła się zastanawiać, czy ja aby na pewno w ogóle kiedykolwiek widziałam spadające gwiazdy...

W życiu z Bogiem też spadają perseidy, na naszych oczach. Raz mniej, raz bardziej spektakularne, ale zawsze jest to tak samo niezykłe, nadnaturalne działanie, niejako zza kurtyny, przesłaniającej nam niewidzialną rzeczywistość. A wokół tego, co niewidzialne, mimo doktoratów, mimo książek, mimo wiedzy, zawsze snuje się smrodek wątpliwości. Tak już my ludzie - mamy.

Pamiętajmy więc o naszych perseidach - tych astronomicznych i tych innych, życiowych, dokumentujemy je i archiwizujmy, dziekujmy za każdą smuge światła na ciemnym firmamencie. By ciągle przypominać; innym, a najpierw - sobie, że On jest. On jest DOBRY. Nieskończenie dobry. Zawsze dobry. Tak dobry, że daje gwiazdkę z nieba. Głośmy Jego chwałę, zanim wszystko zracjonalizujemy. Bo może przyjść dzień, kiedy prędzej posądzimy siebie o omamy wzrokowe lub zdefiniujemy nowy rodzaj złudzenia optycznego, niż uwierzymy, że oto na naszych oczach zdarzyło się coś niesamowitego.

Dlatego Kot w chwale wraca do zapisywania sobie małych i większych zdarzeń z gatunku tych gwiazdek - może nie najwazniejszych, może nie kluczowych na życiowym niebie, ale świecących i danych przez Niego - więc także ważnych. Zapisał dwa wspomnienia z tegorocznego wakacyjnego wyjazdu, kiedy modlitwa z poziomu człowieka zbawionego, a więc mającego dostęp do pełni błogosławieństwa (po przezwyciężeniu pokusy pogrążenia się w narzekaniu lub smutku) - dokonała niespodziewanego zwrotu akcji, wręcz o 180 stopni. W jednym z przypadków zmieniło się czyjeś nastawienie i okoliczności co wyratowało naszą rodzinę z trudności, w drugiej sytuacji - dokładnie w momencie kociej myślnej prośby o potwierdzenie - rozmówca zachował się w sposób nieoczekiwany - i własnie bardzo potwierdzający. Przepraszam za tajemnoczość - koty bywają tajemnicze:)

I jeszcze jedno skojarzenie: wśród wielu uzdrowień, które dzieją się wokół mnie byłam tej wiosny świadkiem istnej "perseidy" - młoda kobieta po utracie zęba - odzyskała go po krótkiej modlitwie 9-letniej córki. Sobie i wszystkim moim czytelnikom życzę nie tylko takich przepięknych, spadających gwiazd, ale i docelowo - całych obrotów sfer niebieskich nad nami i w nas.

Marta (Kot w chwale)